Kochanie, zabiłam nasze koty

Kochanie, zabiłam nasze koty - Dorota Masłowska Grafomanii ciąg dalszy. Niektórzy po prostu nie potrafią uczyć się na własnych błędach. O czym jest książka? Niby o samotności. Niby o współczesnym „lajfstajlu”. Niby o frustracji. A tak naprawdę? Zupełnie o niczym. Znowu mamy zabawę formą, która w wykonaniu autorki zdecydowanie mnie nie kręci. Ponownie pojawiają się też przygłupiaści bohaterowie. Masłowska niezawodne wysypuje na czytelnika całe sterty bełkotu. „Kochanie…” ma tylko jedną zaletę. Książka jest na tyle krótka, że można ją łyknąć w kilka godzin. Ale, ale! Nie liczcie na to, że będzie łatwo! Czyta się szybko, ale nikt nie mówił, że z przyjemnością. Jeśli wciąż macie ochotę osobiście zmierzyć się z tytułem, nie mówcie potem, że nie ostrzegałam. To miało być moje trzecie i ostatnie spotkanie z Masłowską. Nie przewidziałam tylko, że będzie tak bezowocne i męczące. „Kochanie…” to najgorsza książka autorki, jaką dane mi było przeczytać (tak, wierzcie mi, DA SIĘ JE STOPNIOWAĆ). Nie dziwi mnie już fakt, że książkę (rok po premierze!) można dostać za niecałe 15 zł. Choć i tak sądzę, że w tym przypadku jest to wygórowana cena.