Gnój

Gnój - Wojciech Kuczok Po osławionym „Gnoju” (TYM „Gnoju!”) spodziewałam się wielopłaszczyznowego ataku na czytelnika. To miała być emocjonalna bomba. Przygnębiający wodospad wspomnień, słów, ciosów… Tymczasem dostajemy… no właśnie – to. Narracja jest trochę beznamiętna, a trochę żartobliwa. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś, kto stale przebywa w takim środowisku, po prostu się do niego przyzwyczaja. Przyjmuje je za oczywistość, a po latach podchodzi do niego z dystansem i lekką obawą. Liczyłam jednak na cokolwiek, co by mnie ruszyło. Co skłoniłoby mnie do jakichkolwiek głębszych refleksji. Nic z tego. Książka nie jest zła, traktuje o poważnym problemie, a akcja dzieje się w ciekawym zakątku Polski. W mojej opinii nie ma jednak niczego, co czyniłoby powieść wybitną. Jest porządna, momentami zmusza do zastanowienia się nad kilkoma sprawami, ale nie powala. Krótko mówiąc, „Gnój” to szybko ulatująca z pamięci historia o (nie takiej znowu skrajnej) patologii. Długo natomiast pamięta się dobitne i ordynarne zakończenie, raczej przekraczające granice dobrego smaku.