Partials. Częściowcy

Partials. Częściowcy - Dan Wells „Częściowców” czytało mi się bardzo źle. Tyle Hollywoodu w jednej książce raczej nie może wyjść powieści postapokaliptycznej na dobre. Chyba, że autor pisał od razu scenariusz do filmu. Jeśli tak, to bardzo przepraszam, nie wiedziałam. Diabelnie mocny wstęp sprawił, że uwierzyłam. Święcie uwierzyłam w to, że moje hurraoptymistyczne podejście do tej książki jest uzasadnione. Radość i zaciekawienie szybko ustąpiło jednak miejsca zdezorientowaniu, a potem rezygnacji. O co w ogóle chodzi? Nie bez powodu mówi się, że co za dużo, to niezdrowo. Zwroty akcji w tego typu książce są przeze mnie bardzo mile widziane, a jakże. Ale w zdrowej ilości. Autor mieszał tak zamaszyście i tak często, że było to już najzwyczajniej w świecie męczące. W końcu wydawało mi się, że miał tyle pomysłów na książkę, że sam nie wiedział, z którego skorzystać. Na wszelki wypadek wybrał wszystkie. Kira, główna bohaterka, jest wręcz odpychająca. Ok., rozumiem, że miała być idealistką (wow, ideały, wow, takie piękne), ale miałam wrażenie, że gdyby nie jej bliscy, to zginęłaby marnie już gdzieś na początku książki. Zasada jest taka – Kira jest i gwiazdorzy, a reszta osłania jej rzyć. Dziewoja ma więcej szczęścia niż rozumu i po prostu irytuje. W przeciwieństwie do reszty postaci, które nie wzbudzają absolutnie żadnych emocji. Najmilej wspominam chyba Samma. W ogóle te fragmenty „Częściowców”, w których Kira bada Samma, uważam za najciekawsze. Ci dwoje wydają się być dużo bardziej kolorowi, kiedy wchodzą w interakcje między sobą. A i klimat salki szpitalnej w pewnym sensie mnie przekonał. Czytając, odkrywałam bardzo silne powiązania z „Angelfall” i „Igrzyskami Śmierci”, przy czym (sprawdzałam!) premiera „Częściowców” była ostatnia. Dwa pierwsze tytuły uważam za naprawdę dobre, jeśli nie świetne, ale pozycja autorstwa Wellsa raczej mnie nie porwała. Może przez tę wyczuwalną w smaku wtórność. Jeśli się lubi pomidorową, to można ją jeść od poniedziałku do niedzieli, ale po którymś tygodniu organizm sam się zbuntuje. Jak widać, można wpaść na świetny pomysł na powieść, a potem całkiem się w nim pogubić. „Częściowcy” nie są źli. Ba, mało tego – to naprawdę dobra książka. Ale nie ma, wybaczcie, „pier***nięcia”, które się na długo pamięta. Posiada za to cały szereg niedoróbek. Niedosyt, niesmak i znudzenie. A miało być tak pięknie. Na chwilę obecną zupełnie nie obchodzi mnie, co stanie się w kolejnych częściach i za bardzo mnie do nich nie ciągnie. Szkoda.