Cała przyjemność po waszej stronie

Cała przyjemność po waszej stronie - Steve Martin „Cała przyjemność po waszej stronie” uchodzi za pozycję lekką i zabawną. Tymczasem mnie się wydaje, że to całkiem nie tak… Albo ze mnie zrobił się beznadziejny smutas, albo ktoś się strasznie pomylił, zaliczając ten tytuł do literatury odprężającej. Humor, owszem, jest – z tym, że pachnie strasznie twórczością Sue Townsend. Nie trawię, nie lubię, drażni mnie. Zdarzają się zabawne fragmenty, ale żadnego radosnego rechotu z mojej strony nie było. Ba, nawet styl pisarki Martina jest zbliżony do tego, co oferuje nam wspomniana wcześniej pisarka. Na szczęście główny bohater niewiele ma w sobie z Adriana. Daniel jest absolutnie fantastyczny. Dopracowany do perfekcji. Ze wszystkimi swoimi upierdliwościami i ograniczeniami. Dzieło kompletne. Nie wiem, czy istnieje jakikolwiek bohater literacki podobny do niego. Świat Daniela, choć przedstawiony z dużą dozą dystansu, naprawdę może przerazić. Do tego dochodzi połączenie geniuszu z ogromną wrażliwością i bardzo trafne postrzeganie świata. Miód. Kiedy patrzę na okładkę książki Martina, przypomina mi się cytat z Jodi Picoult. „Złote rybki nigdy nie urosną większe, niż akwarium, w którym się znajdują.” To straszne, że Daniel jest jednocześnie złotą rybką i swoim akwarium. „Cała przyjemność…” pokazuje, jakie piekło może zgotować nam nasz własny umysł. Prowadząc takie życie, nigdy nie jest się wolnym. Aby wyzwolić się od samego siebie, trzeba otworzyć się na innych. Postawić ich dobro ponad swoim i wreszcie zacząć żyć naprawdę. Z jednej strony mamy trochę miałką opowieść o poszukiwaniu miłości, okraszoną humorem na bardzo nierównym poziomie, z drugiej – świetnego bohatera, którego nie da się zapomnieć. Zderzenie tych dwóch stron skutkuje remisem – książka w ostatecznym rozrachunku wydaje się być całkiem przeciętna. Jako że można ją od czasu do czasu upolować na stosach w Carrefourze za niecałe 4zł, to mimo wszystko polecam. Bohater kładzie na łopatki, a za taką kwotę warto się z nim zapoznać.