Dzieciństwo Jezusa

Dzieciństwo Jezusa - John Maxwell Coetzee, Mieczysław Godyń Kilkanaście pierwszych stron i od razu ogromne rozczarowanie. Co to ma być? Beznamiętnie, wręcz nieudolnie napisana alternatywa historia dzieciństwa Jezusa? Przemyślenia na miarę Paulo Coelho? Jakieś banalne rozważania na temat człowieczeństwa i życia ludzkiego? Przecież to niemożliwe, żeby liczne rzesze czytelników zauroczyły się tak miałką twórczością! I wtedy postanowiłam, że będę czytać książkę wolniej. Bingo. Autor nie podaje niczego wprost. Jeśli coś jest z pozoru oczywiste albo zbędne, to po powtórnym przeczytaniu fragmentu zazwyczaj przestaje takie być. Niektóre słowa możemy interpretować różnorako, w zależności od tego, jaki kontekst przyjmiemy. Mocną stroną tej pozycji jest więc bez wątpienia wielopłaszczyznowość, wielowymiarowość. I choć tekst napisany został raczej surowym językiem (trudno tu o rozległe opisy przeżyć wewnętrznych czy bogatą gestykulację bohaterów), to pozwala na chwilę zadumy. Prostota wyszła książce na dobre i wcale jej nie „zgłupiła”. Nie oznacza to jednak, że mam do książki podejście bezkrytyczne. Autorowi mimo wszystko udało się przemycić do powieści kilka banałów i utartych schematów. Ponadto Coetzee biega sobie niekiedy po wątkach jak dziecko po płytkach chodnikowych, żadnego nie rozwijając w pełni i nie wykorzystując jego potencjału. Nie było to najlepsze rozwiązanie, chociaż może i w pewnym stopniu działa na wyobraźnię niektórych czytelników. No i te „ohydki”, czyli wspominanie o kupie i seksie w sposób dość wulgarny. Niby celowe i uzasadnione zagranie, ale jakoś mi nie pasuje do podniosłej atmosfery „Dzieciństwa…”. Jako że jest to moje pierwsze spotkanie z autorem, zastanawia mnie, czy Coetzee zawsze ma taki styl… Mało emocjonalny, za to bardzo moralistyczny. Zupełnie, jakby całą historię utkał z kilku biblijnych przypowieści. Możliwe jednak, że powyższe spostrzeżenie ma zastosowanie tylko i wyłącznie do tej książki, jako że bezpośrednio nawiązuje ona do Biblii. Tak czy siak, efekt ostateczny wydał mi się bardzo smaczny. A i moje poczucie estetyki zostało w pełni zaspokojone. Wydanie jest wręcz obłędne. I barwy, i ilustracja, i jakość okładki wywołuje wizualno-dotykową euforię. Gratka dla każdego kolekcjonera bądź nałogowego zbieracza literatury, do których i ja się zaliczam.