Wilk z Wall Street - Jordan Belfort

Wyobraźcie sobie wielki ul. Wwiercające się w mózg bzyczenie. To nie pszczoły, to wielkie skupisko białych kołnierzyków przekrzykujących się nawzajem. Liczą się tylko oni i słuchawka. Klient po drugiej stronie nie ma twarzy. To wór, wielki wór, do którego trzeba wrzucić jak najwięcej papierów wartościowych. Z jak największym zyskiem, oczywiście. Przecież nic innego się nie liczy. Tylko kasa, mamona, forsa. By Żyć, Żyć przez duże „Ż” - dokładnie tak jak szef, Jordan Belfort, dumny przywódca tego bezwzględnego stada.

 

Postać Belforta stała się powszechnie znana dzięki filmowi pod tytułem… Tak, dokładnie takim samym, jak książka. Dla tych jednak, którzy filmu nie widzieli (to ja!) albo zdążyli go już zapomnieć, przytoczę krótką historię Wilka. Jordan Belfort to „natural born seller”. Jako osiemnastolatek otworzył swój pierwszy biznes. Był… domokrążcą oferującym mrożone mięso i owoce morza. Firma upadła, ale Belfort miał już na siebie inny plan. Rozpoczął karierę brokera giełdowego. Był w tym tak dobry, że po niedługim czasie otworzył własną firmę brokerską - Stratton Oakmont. Balansując na granicy prawa (a raczej: biegając sobie po niej slalomem), dorobił się fortuny i stał się tym, kim się stał – Wilkiem z Wall Street.

 

Tych, którzy na dźwięk słów „gospodarka”, „finanse” i „giełda” dostają napadu ziewania bądź odruchu wymiotnego, informuję, że autor łagodnie obszedł się z laikami. Mało to branżowej paplaniny. Całość kręci się wokół wynaturzonych relacji międzyludzkich oraz patologicznych zachowań w świecie wielkiego biznesu. Czytelnik dostaje w bonusie „zapiekanki, prostytutki”, a do tego całe wiadra narkotyków. To właśnie tu, w Stratton Oakmont, przygodny seks na parkingu nie wydaje się być niczym szokującym, a przekleństwa uważane są za formę sztuki.

 

Książka doskonale pokazuje, jak manipuluje (manipulowało?) się pracownikami w dużych firmach. Strattonici musieli zarabiać dużo. Na tyle dużo, żeby widzieli sens swojej niemoralnej, do bólu powtarzalnej pracy. Za nic jednak nie mogli zbliżyć się do zarobków Wilka. To on dyktował reguły. Narzucał styl Życia (tego przez duże Ż!). Jego pracownicy musieli go naśladować. A raczej: pragnąć być tacy jak on, dotrzymać mu kroku choć przez chwilę. Odczuwali szaleńczą potrzebę prestiżu, choć pozornego. Wydając całe swe zarobki na hulaszczy tryb życia, co miesiąc skutecznie czyścili swoje konta. Byli zdani na łaskę i niełaskę Wilka. I właśnie o to mu chodziło.

 

Życie Belforta nie ograniczało się tylko do pracy. W domu czekała na niego przepiękna żona, Nadine, i dwoje cudownych dzieci. Belfort kochał tę trójkę.. po swojemu. Pojawiając się i znikając. Żądając bezwarunkowej miłości, choć samemu jej nie dając. Upadając i żądając, by żona podnosiła go po raz kolejny. Kłamiąc, narażając najbliższych na ból i problemy. Potrafił jednak rzucić wszystko i być przy dzieciach, kiedy te potrzebowały pomocy. Otwierał drzwi szpitali horrendalnymi kwotami. I płakał, płakał z bezsilności, kiedy pieniądze i znajomości nie mogły załatwić wszystkiego.

 

„Wilk z Wall Street” jest powieścią autobiograficzną, przynajmniej według autora. Ile w tym prawdy – ciężko stwierdzić. Wszak wciskanie kitu jest właśnie tym, czym całe życie zajmował się Belfort. Nie mam jednak do niego żalu, nawet, jeśli okłamał tysiące czytelników na całym świecie. Wilk ma ogromny talent: potrafi porwać i pociągnąć za sobą tłumy (do czego sam nieskromnie przyznaje się w książce). Podczas lektury miałam wrażenie, że czytam kolejną książkę Grishama, co jest olbrzymim komplementem. Nie wiem, czy ktoś Belfortowi pomagał, czy spłodził tak wciągającą książkę sam… A może kawał dobrej roboty odwalił tłumacz? Jedno jest pewne: nie żałuję, że kupiłam od razu drugą część. Nie umiem, po prostu nie potrafię oderwać się od historii choroby autora. I nie mówię tu o narkomanii czy nimfomanii. To tylko pochodne. Prawdziwym rakiem zżerającym Belforta od środka jest władza, chory American Dream, przyjmujący skrajnie patologiczne formy.

 

Wilk jest bezczelny. Wilki jest dziany. Wilk jest wulgarny, ale inteligentny.

Wilkowi wolno wszystko.